czwartek, 1 marca 2012

Kręta droga do reumatologa

Iwona Kołakowska

Na Mazowszu na jednego reumatologa przypadają „tylko” 22 tys. pacjentów. Jest to jeden z najlepszych wskaźników w skali kraju, a i tak na konsultację u tego specjalisty trzeba czekać kilka miesięcy.
W  SPZZLO Warszawa-Żoliborz do reumatologa można zapisać się za dwa i pół miesiąca, w Instytucie Reumatologii – za trzy. Tymczasem w przypadku chorób reumatycznych często dochodzi do zaostrzeń.
– W takich wypadkach chory powinien mieć równie szybki dostęp do specjalisty, jak do pogotowia ratunkowego. Tylko wówczas lekarz ma szansę skutecznie pomóc cierpiącemu. Za dwa, trzy miesiące objawy mogą złagodnieć albo, co gorsza, jeszcze się zaostrzyć – tłumaczy Jolanta Grygielska, prezes Zarządu Głównego Stowarzyszenia Reumatyków i ich Sympatyków.
Utrudniony dostęp do specjalisty oznacza także, że choroby reumatyczne są bardzo późno wykrywane. – Zwykle mija przynajmniej pół roku od pojawienia się pierwszych objawów do rozpoczęcia leczenia – podkreśla Grygielska.

W kolejce do specjalisty
Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej z 2010 r., mamy na Mazowszu 235 reumatologów. Na jednego przypada ponad 22 tys. mieszkańców (to lepiej niż średnia krajowa – 25 tys. na jednego reumatologa). Zdaniem ekspertów, o problemie można mówić wtedy, gdy liczba osób przypadających na jednego specjalistę przekracza 30 tys.
Na Mazowszu działa dziewięć szpitali z oddziałami reumatologicznymi. Wydatki NFZ przeznaczone na te oddziały wyniosły w przeliczeniu na jednego ubezpieczonego 6,86 zł (2010 r.). Średnia krajowa równa się 5,40 zł. Dane pochodzą z Raportu „Stan opieki reumatologicznej w Polsce, Uczelnia Łazarskiego".

235 reumatologów pracowało na Mazowszu w 2010 r. Dane Naczelnej Izby Lekarskiej
Dlaczego więc z dostępem do specjalistów jest tak źle?

– Reumatolodzy na Mazowszu są grupą szczególną – wyjaśnia dr Jerzy Gryglewicz, reumatolog i ekspert ds. ochrony zdrowia. – Bardzo dużo tych specjalistów pracuje w placówkach naukowo-badawczych (np. w Instytucie Reumatologii), w związku z tym, oprócz leczenia chorych, prowadzą prace naukowe. Siłą rzeczy są mniej dostępni dla pacjentów. Musimy też pamiętać, że Warszawa leczy bardzo wielu pacjentów spoza województwa. Do Instytutu Reumatologii, oddziału reumatologicznego w instytucie na Szaserów i reumatologii przy Wołoskiej przyjeżdżają chorzy z całej Polski, dlatego tworzą się tam kolejki.

Nowe leki nie dla każdego
W terapii reumatoidalnego zapalenia stawów (RZS) i zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa (ZZSK) pojawiły się innowacyjne leki biologiczne. Dzięki nim można znacznie opóźnić rozwój choroby.
Wyliczono tzw. wskaźnik innowacyjności, który określa dostępność leczenia biologicznego. Na Mazowszu wynosi on 30 proc., czyli bardzo niewiele (dobrze byłoby, gdyby wynosił ponad 50 proc.).
Można pomyśleć, że słaba dostępność leczenia biologicznego wynika z jego wysokich kosztów. Za terapię NFZ musi zapłacić około 40 tys. zł rocznie.
– Tu nie chodzi o barierę finansową – uważa Jerzy Gryglewicz.
– Kontrakty na leczenie biologiczne w 2010 r. nie zostały na Mazowszu wykorzystane. Problem polega na tym, że innowacyjne leki mogą być stosowane tylko w niektórych szpitalach w ramach tzw. programów terapeutycznych. Żeby chory miał szansę na terapię, musi trafić do odpowiedniej placówki. Tymczasem współpraca pomiędzy takimi właśnie wyspecjalizowanymi placówkami a poradniami reumatologicznymi najwyraźniej zawodzi.

Być może sytuacja w reumatologii zmieni się na lepsze w związku z nowym zarządzeniem prezesa NFZ, które weszło w życie 1 lipca i zmieniło zasady organizacji oraz finansowania świadczeń w poradniach specjalistycznych.
– Pacjentów ze schorzeniami reumatycznymi można bardzo szybko diagnozować i skutecznie leczyć w trybie ambulatoryjnym. Leczenie szpitalne często nie jest konieczne – przekonuje Jerzy Gryglewicz. – Teraz, kiedy NFZ przeznaczył większe środki na specjalistkę, będzie to łatwiejsze niż dotychczas. Gdy chory z bólem i obrzękiem stawów trafi do reumatologa, ten zleci mu na miejscu wszystkie potrzebne badania. I albo rozpocznie leczenie sam, albo wyśle pacjenta na terapię biologiczną. Wszystko powinno trwać krócej i przebiegać sprawniej. Teoretycznie. Zobaczymy, jaka będzie praktyka – podsumowuje Gryglewicz.